Pokonałam Chorobę nowotworową !
Każdy z nas boryka się z różnymi przeciwnościami losu,a stres towarzyszy nam od najmłodszych lat,kłopoty,różne problemy,ale radzimy sobie z nimi lepiej lub gorzej.
Jednak gdy
zachorujemy wydaje się nam,że jesteśmy bezradni.Nic bardziej
mylnego,ponieważ to my sami mamy wpływ na to czy i jak poradzimy sobie z
chorobą.
Na dowód tego przytoczę wam
moją niesamowitą historię,w której finał do tej pory jeszcze nie mogę
uwierzyć,a zatem zacznę od początku.
Trzy lata temu miałam pierwszą
operację,w której usunięto mi mięśniaka wraz z nim macicę i jeden
jajnik.Byłam rozgoryczona,załamana,ponieważ w tedy było dla mnie
jasne,że już nie będę w pełni sprawną kobietą,że utracę swoją
kobiecość,co powiedzą inni.Upłynęło kilka miesięcy zanim doszłam do
siebie,że mimo wszystko jednak żyję i to było dla mnie najważniejsze.
Minął
rok od operacji a ja usłyszałam,że czeka mnie kolejna operacja szyjki
macicy,w tedy zadałam sobie pytanie dlaczego znowu ja,co ja takiego
zrobiłam?
Szok dopiero u mnie nastąpił
po operacji,gdy usłyszałam,że usunięto mi też szyjkę macicy i że
wszystko zostało wysłane do badania,bo jest podejrzenie o nowotwór.
Kiedy
przez cztery tygodnie czekałam na ten wynik,nic mnie nie cieszyło,byłam
smutna,z nikim nie chciało mi się rozmawiać,w tedy zaczęłam się
zastanawiać co ja zrobię,jak będę dalej żyć?
Nadszedł
dzień,w którym zadzwonił lekarz z informacją,że mam się wstawić w
szpitalu jak najszybciej,w tedy już wiedziałam,że to będzie koszmar
usłyszeć,że mam nowotwór ale mimo tego pojechałam.
Usłyszałam,że
wykryto jednak u mnie nowotwór szyjki macicy,że nie jest złośliwy ale z
tendencją do szybkiego zezłośliwienia i że czeka mnie długie leczenie.
Wracając
do domu nie myślałam o sobie ale o rodzinie,o swoich dzieciach i
mężu,co będzie z nimi kiedy mnie zabraknie.Nie miałam pracy ani
pieniędzy,żeby zacząć leczenie na które potrzebowałam 1500 zł.
Gdy
moja rodzina się dowiedziała,starali się mnie wspierać i pomagać ale
mnie było wszystko jedno już co się ze mną stanie,skoro tak ma być,to po
co mam walczyć?
Ale myśl o dzieciach,o niepełnosprawnej córce,o tym,że nie zrobiłam jeszcze tylu rzeczy na tym świecie,dawała mi nadzieje.
Należałam
do stowarzyszenia pomocy rodzinie i gdy znajoma dowiedziała się o mnie
powiedziała mi ,że mi pomogą zebrać pieniądze na leczenie.
Ponieważ
jestem osobą,która nigdy nie prosi o pomoc,tylko sama wszystko chce
zrobić,w tedy nie miałam wyjścia odmówić ich pomocy.
Udało
się zebrać tylko na jedną dawkę leku,ale z pomocą mojego męża,który
poprosił o pomoc swój zakład pracy,miałam na dwie dawki leku,niestety na
trzecią już nie miałam kasy i nie wzięłam ostatniej dawki.
Przez
te trzy lata żyłam jak na bombie w niepewności czy jednak wygram z tą
chorobą.W między czasie były różne stany zapalne,torbiele gdzie
przebywałam w szpitalu.Do tego doszły inne choroby jak dwie przepukliny w
kręgosłupie,które dają uciski na nerwy,z tego powodu miewałam często
silne bóle kręgosłupa,rwy kulszowe,które powodowały,że czasami nie
czułam nóg.Diagnoza lekarza neurologa brzmiała,poddać się operacji,albo
nauczyć się żyć z bólem i brać silne leki do końca życia.Ale ja się nie
poddaję,szukam różnych sposobów aby sobie pomóc,najbardziej trzeba
poznać siebie samego,myśleć pozytywnie i stosować wizualizacje o tym jak
choroba znika a ja zdrowieje.
Po mimo
tego wszystkiego nie poddałam się,dostałam dotację z Urzędu Pracy i
otworzyłam salon masażu i rehabilitacji by móc pomagać innym.Dzięki temu
mam zajęcie i pracę,która sprawia mi dużo satysfakcji i to,że muszę
żyć,marzyć i spełniać się w tym w czym jestem dobra i co daje mi
poczucie wartości.Robiąc to co kocham i chcę robić zapominam o swojej
chorobie,ponieważ pragnę żyć,rozwijać się i dążyć do sukcesu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz